środa, 14 marca 2012

Rozstania i powroty

W mojej blogowej „karierze” miałam swoje wzloty i upadki. Łezka mi się w oku kręci jak pomyślę o moich początkach w 2008 roku, kiedy to zainspirowana kolażami Pyzy, zdjęciami lumpeksowych zdobyczy Kajakowo, kolorami Anio, fantazją Pangenialnej (ach gdzież one?) dołączyłam do tego fantastycznego grona „stworzonego” niejako przez Ryfkę. Potem nagle wszystko to wybuchło, nabrało tempa, niektórzy gdzieś po drodze zrezygnowali, niektórzy się rozpędzili, ja próbowałam dotrzymać kroku. Nie zawsze się udawało, życie pisze różne scenariusze, miewałam przerwy, wracałam...

Ostatni raz napisałam w sierpniu. Potem znów nastąpił kryzys. Nie była to jakaś szczególna decyzja, po prostu brak czasu, brak motywacji, czasami zniechęcenie. Blogosfera zaś rozrosła się do takich rozmiarów, że zaczęło to przekraczać moje wyobrażenia. Czasami mnie to cieszy, czasami przeraża. Tak jak teraz, gdy szukałam nazwy dla tego bloga (chciałam zmienić platformę dla wygody, jednocześnie zostając Hortensją, bo tak już od czterech lat egzystuję w tym naszym matriksie) i wszystkie adresy z „hortensją” w różnych językach były już zajęte- przez blogi o jednym poście. Oparłam się pokusie międzynarodowości, odrzuciłam angielskie nazwy i pozostałam „zieloną hortensją”.

I tak oto znowu jestem. Zastanawiałam się długo czy warto, mówiłam sobie „za stara już na to jesteś”, „po co ci to? I tak świata swoimi ciuchami nie zmienisz”. Ale ostatecznie stwierdziłam, że warto mieć swoje miejsce, żeby w tym internecie być jakąś konkretną osobą, żeby na innych blogach, na forum podpisywać się swoim blogiem. Bo ja lubię blogosferę i chcę w niej istnieć.

A żeby cała przeszłość moja blogowa nie odeszła w niepamięć zamieszczam wyrywki ze starego bloga. Więc ku pamięci- podróż do przeszłości, aż do pierwszego "ałtfitu".




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz